Po cudownym nic nie robieniu na Taborzu, po nocnej burzy i nocy spędoznej w stajni dla kóz, wyjeżdżamy prawie bladym świtem - koło 7. Nie zdążyliśmy się już pożegnać, wszyscy na polu namiotowym jeszcze spali.
Elbląg - pierwsza burza. Przymusowy postój na stacji benzynowej, sponsoring ze strony grupy Orlen i miłej kasjerki w postaci najnowocześniejszych foliowych ochraniaczy na SPDy.
przed Gdańskiem - druga burza, znów Orlen, tym razem jednak znacznie krócej.
O godzinie 20 jesteśmy na miejscu, 150km, ale czuję się na tyle lekko że podejmuje wyśmianą decyzję - jadę dalej. zostawiam więc towarzystwo i jadę na starówkę. Z trójmiasta wyjeżdżam o 23.