Na krakowskim dworcu lądujemy około południa. I znów rower i do domu. Droga się dłuży, chociaż ostatni etap, gdy już dobrze poznaje się każdą wioskę i każdą dziurę w drodze mija szybko.
Podsumowawszy: 1350km na rowerze w 11 dni, z ładnym dziennym tempem, zwłaszcza z mojej strony. Ostatni dzień nowym rekordem osobistym - 250km. Coś tak czuje że to ostatni taki wyczyn ;)
Dziękuje wszystkim, którzy pomogli w organizacji, wspierali, wierzyli, dali nocleg, i grzybową :D