Kilometry lecą, zmęczenie rośnie, poziom energii i chęci spada.
Po rozkręceniu się pedała - jedyna awaria na trasie - i szybkim usunieciu problemu z pomocą źdźbła trawy rosnącej w okolicach Szczawy śmiało możemy jechać dalej. Już w Żywcu mam ochotę odpuścić i zostać na noclegu, jednak świat nie jest kolorowy i nie każde marzenie się spełnia. Jedziemy dalej.
Pierwsze większe miasto: Bielsko-Biała i od razu problemy z wyjechaniem. Dobre kilkadziesiąt minut na przejechanie paru kilometrów w mieście.
Duże zaskoczenie wywołuje informacja, że jestesmy jakieś 20km za Bielskiem. Po długich poszukiwaniach znaleźliśmy przytulne zakrzaczone miejsce na nocleg.
Około 2 nocy budzi nas jakiś dziwny odgłos, ni to szczekanie, ni ryk, odgłos nieznany, jednak podejrzewać można że wydaje go spory zwierz. Patrzymy po sobie porozumiewawczo i w reszcie rzekę: jeleń i powrót do krainy snów. Rano znów porozumiewawcze spojrzenia:
- To chyba jednak nie był jeleń...