To pierwsza poważniejsza wycieczka dla mojej przyczepki. Byłem z nią już kiedyś w Beskidzie Niskim, ale to się nie liczy, ledwie dwa dni i 200km. Teraz co innego, w planach jest ponad pół tysiąca tych kilometrów i znacznie więcej czasu w podróży. Pakowanie to niewypał, zdecydowanie kardynalny błąd, ktory później miał zaważyć na reszcie wycieczki. Sama przyczepka ważyła ponad 22kg. Ku memu zdziwieniu to jednak sporo. No ale jedziemy. Podjazdy w drodze na Nowy Targ są potworne, szczególnie w tym słońcu. Na jednym szybkim zjeździe tak mną rzuca, że postanawiam nawet ubrać kask, coby zwiększyć swoje bezpieceństwo. W mieście czas na żarcie. Zupełnym przypadkiem znajdujemy zupełnie świetne kebaby - a co istotniejsze - tanie i tak wielkie, że nawet naczelny zarłok - Kubuś, ma dość. Chwali się taka polityka właściciela, który chce nie tylko zarobić, ale i nakarmić.
Po żarciu ruszamy jednak dalej, tuż przy granicy w Jabłonce spotykamy wyrzuconego labradora - oczywiście milośnicy zwierząt Kopyciarze litują się nad nim i marnują swoj zapas chleba, potem musimy gnać, żeby pies się z nami nie plątał. Ostatnie metry przed przejśćiem i.... deszcz...