Spotkanie tam gdzie zwykle, u Konia w garażu, pakowanie w ostatniej chwili ostatnich drobiazgów, sprawdzenia czy jest co, co najważniejsze i z pół godzinnym opóźnieniem ruszamy w stronę Słowacji. Wcześniej jeszcze "napad na Biedronkę" czyli szybkie zakupy jadła w cenach bardzo konkurencyjnych.
Na przełęczy Vabec nad St. Lubovlą, spoglądając w stronę świetnie wyglądających stamtąd Tatr dostrzegamy jedynie nasze pogarszające się położenie. nad Tatrami chmury i jak się można domyślić - deszcz.
Po obfitym posiłku w przydrożnym rowie szybko ruszamy dalej, krótko ciesząc się możliwością jazdy po poziomym asfalcie. Pierwsze dłuższe wzniesienie przed miastem Vyske Tatry. Na tymże podjeździe spadają na nas pierwsze krople deszczu, szybko przeradzające się w ulewę. Z racji niskich rezerw finansowych nie możemy sobie pozwolić na obiad w suchej i ciepłej restauracji - czekamy w parku na jakiejś zadaszonej scenie. Na szczęście nie musimy zostawać tam do nocy, dość szybko się przejaśnia i możemy ruszać dalej.
Ku naszemu zdziwieniu słowackie piwo, zwłaszcza ulubiony (chyba głownie ze względu na stosunek ceny do jakości) Smadny Mnich nie poszedł aż tak w górę w związku z zmianą waluty. Więc po jednym na wieczór i znów w drogę. Są chwile kryzysu i słabości... ale z Szczyrbskiego Jeziora mamy w dół ;)
Nocujemy tuż za granicą TANAPu, w lesie, nieopodal strumienia, mając piekny widok na Krywań. Na sen nie trzeba było długo czekać