Wchodzimy w teren zupełnie mi już nieznany. Poprzednie dni mogłem przejść na pamięć, tam już byłem. Zaczyna się wreszcie coś nowego. Zaczyna się piekna łaka, pustka, przestrzeń! Przybity bolącymi stopami, tęskniący, z wizją niemożności kontynuowania wycieczki z powodu bólu chce chwile samotności, ide w przód, gubie się. Zostawiam plecak i krąże, krąże, krąże. W końcu dochodze do szlaku. Mając nadzieje że reszta się tak fatalnie nie pogubiła, zostawiam słupek graniczny przy zapamiętanym słupku i idę w stronę, gdzie szlaki się krzyżują nawołując, w razie gdyby byli nieopodal. Niestety- tam ich nie ma. Wracam, decyduje się wrócić tam, gdzie się spotkaliśmy, przypadkiem akurat łapiemy zasięg i umawiamy się na wielkiej łące. Jak się okazało brakło im odwagi aby przejść jeszcze sto metrów do granicy. Tracimy masę czasu i niepotrzebnie dobijamy nogi. No ale ruszamy już razem. Mamy dziś kawałek do przejścia, jest tylko las, las, las, drzewa każde podobne do siebie, krzaki, zwężenia szlaku. Dłuższa przerwa na asfaltowym przejściu granicznym nad Ożenną. Drzemka, machniemy liścik, opróżnimy ze dwie konserwy, zrobimy plecaki lzejsze o bochenek chleba i ruszamy dalej. Popołudniu pogoda znów się psuje, zbiera sie na deszcz, idziemy w kierunku schroniska-pensjonatu. Mamy zamiar się rozbić tam namiotem, jednak deszcz nas zniechęca a cena - 20zł zachęca. Postanowiliśmy odżałować te pieniądze i zajęliśmy dwa pokoje.
Nigdy siadanie na łóżku nie sprawiało mi podobnej frajdy jak tam, nie wystarczył raz. musiałem to powtórzyć.
Prysznic i ciepłe żarcie - szczyt marzeń.
Wieczorem osuszanie niesionej dzień drugi butelki wody ognistej, która ma nam dodać otuchy, pokrzepić w bólu i odpędzić zmęczenie. Staje się onajednak przyczyną powaznej sprzeczki pomiędzy Anką i Adamem. Prózno się zastanawiać, kto zawinił, popsuło to cały wieczór i rzutowało na reszte wycieczki.
Dzień to był ciężki jak powietrze przed burzą i burzą się skończył. Jestesmy wszyscy zmęczeni, zaczynamy się powoli nawzajem denerwowac. To półmetek czasu, ale wciąz nie przeszliśmy na "drugą stronę mapy".